środa, 4 grudnia 2013

"Asterix i Obelix: w służbie Jej Królewskiej Mości"

 Jest rok 50 p.n.e. Juliusz Cezar podbija kolejne ziemie w imię Cesarstwa. Jego następnym celem jest królestwo Wielkiej Brytanii. Jednak Brytowie nie są w stanie się obronić przed najeźdźcami i proszą o pomoc sławnych Galów, czyli Asterixa i Obelixa. Mają oni misję zawiezienia do Brytanii beczki pełnej magicznego elixiru dającego, po wypiciu, niewiarygodną siłę.
 Jak dla mnie ta część przygód Asterixa i Obelixa nie umywa się do poprzednich, a zwłaszcza do "Misji Kleopatry". Już w pierwszej scenie filmu widać, słabą grafikę i nisko budżetowe efekty. Aktorzy są beznadziejni, a zwłaszcza nie podoba mi się Edouard Baer, która gra Asterixa, a w poprzedniej części (wspomnianej wyżej) grał Otisa, toteż z nim mi się kojarzy, zamiast z głównym bohaterem. Żarty są do kitu, z całego filmu tylko dwa mnie rozbawiły, więc szału nie ma, jak na komedie. Jeszcze zacząłem/zaczęłam się zastanawiać czy ten film naprawdę jest dla dzieci, ponieważ są "żarty" typu: "No chłopcy lepiej się pospieszmy bo masowa orgia nam ucieknie" albo "Dziewczyny już są, czy chłopcy też?" lub teksty bohaterów sugerujące, że Asterix i Obelix są gejemi, ale ich nie mam zamiaru przytaczać. Także generalnie można zadać sobie pytanie: Co to ku*wa było?! Jestem wstrząśnięty/a poziomem humoru reżysera lub autora komiksu, na którego podstawie powstał film. W sumie nie ważne, który z nich był pomysłodawcą takich scen, ale chciałbym/chciałabym pogratulować im inteligencji i zrozumienia pojęcia: film komediowy dla dzieci.
 Żeby nie było, że jestem osobą potrafiącą jedynie krytykować filmy i jeździć po nich, powiem też coś na obronę tejże projekcji. Mianowicie, od połowy filmu nawet zacząłem/zaczęłam się śmiać! Zabawna była jedna rozmowa cezara z Asterixem, albo sam sposób mówienia Brytów... Jak dla mnie to jedyne plusy tego filmu, ale może wy znaleźliście ich więcej, jeśli tak, to gratuluje spostrzegawczości i umiejętności wyłapywania szczegółów.
PapaSmerf
Moja ocena: 2/10
http://www.youtube.com/watch?v=JaIKtbnb_RE

niedziela, 24 listopada 2013

"Mamma Mia!"

 "Mamma Mia!" opowiada o niecodziennej sytuacji, a mianowicie młoda Sophie bierze ślub na wyspie swojej mamy. Dziewczyna pragnie, aby ojciec poprowadził ją do ołtarza, jest jednak mała przeszkoda - Sophie nie ma pojęcia, kto jest jej tatą. Po przeczytaniu pamiętnika matki, dowiaduje się o trzech potencjalnych kandydatach i zaprasza ich na wyspę, tuż przed ślubem. Mężczyźni przyjeżdżają, myśląc że to ich dawna miłość wysłała zaproszenia, a nie jej córka, o której istnieniu nie mają pojęcia. Teraz Sophie pozostaje tylko jedno do zrobienia, a mianowicie znaleźć odpowiedź na pytanie: Który z nich jest jej ojcem?
 Co tu dużo opowiadać? To klasyk wśród musicali, który trzeba koniecznie oglądnąć, a hańba tym, którzy nie mają pojęcia, co to za film. Muzyka jest świetna, gdy się jej słucha, to aż chce się tańczyć. Wszystkie utwory pojawiające się w filmie to przerobione kawałki znanego zespołu ABBA. Szczerze mówiąc to nie kojarzę, żeby jakieś przeróbki hitów muzycznych podobały mi się bardziej niż oryginały, ale w tym filmie tak jest! Utwory wykonują tacy aktorzy, jak Meryl Streep, Pierce Brosnan, Julie Walters, Amanda Seyfried czy Dominic Cooper, więc to oczywiste, że wykonania są naprawdę dobre. 
 Ten musical można oglądać setki razy i nigdy się nie znudzi. Tak już po prostu jest. A nieczęsto się zdarza, że chce nam się oglądać kolejny raz film, który znamy na pamięć. "Mamma Mia!" to niesamowity hit, którego nie da się nie pokochać!

Moja ocena: 9/10
PapaSmerf
http://www.youtube.com/watch?v=BvNfHbD_lB4

piątek, 22 listopada 2013

Recenzja "Igrzysk Śmierci: W Pierścieniu Ognia" już w dniu premiery!

UWAGA! Tekst może zawierać śladowe ilości subiektywizmu i spoilerowania. Próba zrecenzowania z punktu widzenia osoby, która nie czytała książki.
„W Pierścieniu Ognia” jest drugą częścią sławnych na całym świecie „Igrzysk Śmierci”. Po zwycięstwie, Katniss i Peeta odbywają obowiązkowe Tournee Zwycięzców, odwiedzając wszystkie dystrykty. Żeby ochronić bliskich, próbują przekonać ludzi, że Kapitol dobrze im życzy, a akcja z jagodami na 74. Igrzyskach nie była przejawem buntu. Jednak sprawy zaszły już za daleko i te próby nie mogą się powieść. Kapitol musi zdusić rewolucję w zalążku, odebrać buntownikom nadzieję, a więc pozbyć się „Przeklętych Kochanków” z Dwunastki. Ale tu nic nie może być proste, trzeba to zrobić tak, by ludzie ich wcześniej znienawidzili, by przestali widzieć w nich idealnych przywódców…
Niesamowity. Tak mogę określić ten film.  Wszystko było w nim świetnie wymodelowane, każda scena starannie zaplanowana, tak, żeby przekazać wszystkie szczegóły, a sporo ich było, i jednocześnie nie zanudzić widza. Coś, co mnie zaskoczyło, to bardzo dobrze zrobione efekty science-fiction, bo w wielu filmach właśnie one okazują się być słabą stroną zwykle niezłych filmów.
Ale od początku. Podobało mi się, jak film grał na emocjach. Czytałem/am książkę, a mimo to cztery razy miałem/am łzy w oczach. Czułem/am wściekłość, gdy było trzeba, napięcie, gdy miałem/am je czuć. Zażenowanie, rozbawienie, niepewność. Może i łatwo mną manipulować, ale mimo wszystko pod tym względem – genialnie.
Kolejna sprawa – fabuła. W pierwszej części było w porządku, choć miejscami robiło się troszkę nudno – miejscami. A tutaj? No cudowne! Cały czas coś się działo, widz nie miał czasu na chwilę oddechu między kolejnymi trzymającymi w napięciu scenami. Często pojawiały się zaskakujące rozwiązania. Momentami zabawny. Ogólnie cała fabuła była lepiej rozplanowana i ciekawsza niż w pierwszej części. Bardzo miłe zaskoczenie, bo zazwyczaj to sequel jest gorszy.
I coś, co mnie najbardziej zamurowało, a jednocześnie zachwyciło – efekty specjalne. Wierzcie lub nie, ale prócz zwyczajowych technologii przyszłości dobrze zrobiono coś, co nigdy nie jest dobre – zwierzęta. Tak, nawet zwierzęta były przedstawione realistycznie. Bardzo duży sukces, miejmy nadzieję, że moment przełomowy w tworzeniu stworzeń żywych w filmach typu science-fiction.
A gra aktorska? Wyśmienita. Jennifer Lawrance była jak zwykle niezwykle przekonująca jako Katniss, zresztą Josh Hutcherson (Peeta), Woody Harrelson (Haymitch), Donald Sutherland (prezydent Snow) i cała reszta obsady również bardzo dobrze się spisała. Dobór aktorów również przypadł mi do gustu, ich wygląd dość pokrywał się z moimi książkowymi wyobrażeniami. Trochę martwiłam się o postać Johanny Mason, ale Jena Malone spisała się na medal.
Podsumowując, film był genialny. Wszystko zostało dobrane i przedstawione niemalże idealnie, ciężko znaleźć słabe punkty. Polecam absolutnie każdemu! Ten film po prostu trzeba obejrzeć.
Moja ocena: 9,5/10
PozytywnyMaruda 

piątek, 15 listopada 2013

1000 WYŚWITELEŃ!

Hej wszystkim! Po niecałym miesiącu naszą stronkę obejrzano już 1000 razy. Bardzo wszystkim dziękujemy i zapraszamy do dalszego czytania ZRYTOFILMÓW, bo nie ma drugiej tak zarąbistej strony ;) :D A, i szczególne podziękowania dla Sesil Mrocznej, TheAvci i Krzywego, za bycie naszą trójką najwierniejszych czytelników :***
Pozdrawiamy:
PapaSmerf
PozytywnyMaruda
Smerfetka Hejterka

środa, 13 listopada 2013

"Gra Endera"

 Rok 2070. Kilkadziesiąt lat temu Ziemia została zaatakowany przez obcych z kosmosu. Planeta została niemal zniszczona. Aby nie doprowadzić do tej samej sytuacji, postanowiono wykształcić nowy rodzaj żołnierza. Takiego, który myśli inaczej i potrafi podjąć ryzyko. Naukowcy udowodnili, że najlepszymi żołnierzami są dzieci. Organizacja rządowa prowadzi szkolenie dla wybrańców. Jednym z nich jest Ender. Najlepszy z najlepszych, ale i jeden z najmłodszych, który dostaje się do Szkoły Bojowej. Zostaje on wybrany do poprowadzenia floty podczas walki z wrogiem. Ender przygotowując się do tego, gra w grę mając poprawić jego umiejętności strategiczne oraz pomóc w zrozumienia taktyki wroga.
 Film powstał na podstawie książki Orsona Scotta Carda o tym samym tytule. Film jest dobrze zrobiony, ale jak dla mnie jest tam trochę nie jasności, np. co ma na myśli Ender mówiąc, że nie miał w ogóle się urodzić? albo o co chodziło z jego bratem Peterem? Uważam, że osoba, która nie przeczytała tej książki nie ma pojęcia jak odpowiedzieć na te pytania, a przecież nie powinno się dopuścić do takich niejasności w fabule filmu. Jednak, tak na prawdę, nie ma co za bardzo krytykować, bo klimat i dramatyczność całej sytuacji są dobrze oddane. Aktorzy są dobrze dobrani, oczywiście tutaj najbardziej znanym aktorem jest Harrison Ford, a i należy się uznanie reżyserowi, ponieważ nie przegiął z brutalnością, ani ze zbytnią surowością, jaką traktowano młodych rekrutów.  Jedyne czego mi brakuje w "Grze Endera" to brak pokazania wyrazistego toku myślenia głównego bohatera, a jest on naprawdę istotny dla wytłumaczenia jego nietypowego zachowania w niektórych sytuacjach. Nie podoba mi się również to, że sklasyfikowano ten film od lat 10, a tak naprawdę jest on zbyt brutalny oraz zbyt skomplikowany dla dzieci i powinien być przeznaczony od młodzieży w górę. Sam film umieściłbym/umieściłabym w przedziale 'dobrym' jeśli chodzi o całokształt. W sumie to polecam dla fanów science-fiction, bo nie wydaje mi się, żebym widział/a gdzieś podobny film :)

Moja ocena: 7/10
PapaSmerf

http://www.youtube.com/watch?v=uZDy8CKzAIw

poniedziałek, 11 listopada 2013

"Abraham Lincoln: Łowca wampirów"

 Abraham Lincoln jest znany jako szesnasty prezydent Stanów Zjednoczonych. A kim był zanim został prezydentem? Ten film odpowiada na to pytanie, a mianowicie Abraham był łowcą wampirów. Już jako dziecko traci matkę zamordowaną przez jednego z potworów. W ramach zemsty zostaje łowcą, by tępić wszystkich krwiopijców, jakich napotka. Jednak jest ich więcej niż się spodziewał, są ich tysiące. Całe południe jest ich siedzibą, a działają pod przykrywką właścicieli plantacji, na których pracują ich niewolnicy, czyli przekąski. Abraham Lincoln nie zraża się i wypowiada wojnę wszystkim wampirom.
 Czego nie wymyślą ludzie? Teraz jest ogromny szał na temat wampirów, ale bez przesady. Uważam, że tematy fantasy są naprawdę fajne i interesujące, ale ostatnio dotyczy wyłącznie krwiopijców. Jak dla mnie wampiry są już przereklamowane i reżyserzy powinni wymyślić coś nowego. Ogólnie, samo przedstawienie wampirów w tym filmie nie jest złe, ale jak już mówiłem/am to zaczyna być nudne.
 W filmie natomiast podobał mi się podkład muzyczny, tylko szkoda, że było go tak mało. Najlepsze są sceny walki, a jeszcze lepsze jest to, że są przedstawione w zwolnionym tempie, przez co przypominają mi trochę "Scherlocka Holmesa". Jednak bryzgająca krew, jak dla mnie, przypomina trochę lejącą się farbę, a rany zadawane siekierą nie wydają się być tak poważne, jakie by były w rzeczywistości. Mogę też stwierdzić, że od razu widać co było robione komputerowo. Jeszcze gdy oglądałem/am ten film, był taki jeden ciekawy moment, a mianowicie pojedynek Lincolna z wampirem wśród stada koni spłoszonego walką i biegnącego w pełnym galopie. Ten moment akcji był aż tak nieprawdopodobny, że zacząłem/am się zastanawiać czy to na pewno nie jest komedia. Jak widać przesadzenie z efektami i "mocami" bohatera też nie jest dobre.

Moja ocena: 5/10
PapaSmerf

http://www.youtube.com/watch?v=NjIUyB8EHBo

piątek, 8 listopada 2013

"Shrek Forever"

Dziś zobaczyłem/am film "Shrek Forever" i, szczerze mówiąc, zastanawiałem/am się, czy nie lepiej byłoby zamiast do komedii przypisać go do 'dramatu'.
W tej, już ostatniej na szczęście, części przygód Shrek ma dość rutyny, rodziny i życia jako "pozytywny bohater", więc kupuje od Rumpelstiltskina jeden beztroski dzień prawdziwego ogra. Jednak, cóż za niespodzianka!, okazuje się, że karzeł oszukał zielonego, co ponosi za sobą straszliiiiiwe konsekwencje (prawie jak w ruskiej mafii).
Zacznę od tego, co było zrobione dobrze - od muzyki. Ale akurat muzyka we wszystkich "Shrekach" jest genialna - zawsze dopasowana i dobra sama w sobie. Druga dobra rzecz to animacja, wiecie o co chodzi. Nie znam się na tym, ale tylko porównując widzę, że jest to zrobione na naprawdę wysokim poziomie. To by było tyle, jeśli chodzi o plusy.
No i przechodzimy do samej historii i fabuły. Tu na myśl przychodzi jedno słowo - gówno, lub też, kulturalniej - dno. To jest wszystko tak banalne i idiotyczne, że szkoda mówić. Po prostu tragedia, już po pierwszych 15 minutach (albo i wcześniej) miałem/am nieodparta ochotę przełączyć kanał. Pomysł słaby, a czarny charakter bezsensowny. Naprawdę nie wiem, co ludziom się w tej historii mogło podobać.
Kolejna tragiczna rzecz to brak tego typowego dla "Shreka" poczucia humoru. Zawsze było śmieszne, niektóre żarty trzeba było zrozumieć, było ciekawie... a w tej części? Żarty były bardzo słabe, tak słabe, że nawet nie można ich uznać za suchary. Zaśmiałem/am się raz, może dwa, a łatwo mnie rozśmieszyć.
Podsumowując, bardzo się zawiodłem/am na tym filmie. Pierwsza i druga część przygód ogra były zajebiste, trzecia jeszcze uszła, ale tu było koszmarnie. Gdyby nie muzyka, to ocenił(a)bym film na 1, jedynie ścieżka dźwiękowa trochę podratowuje produkcje. Filmu nie polecam, chyba że pięciolatkom.

Moja ocena: 3/10 (z sentymentu i za muzykę)
PozytywnyMaruda

wtorek, 5 listopada 2013

"Igrzyska śmierci"

"Igrzyska śmierci" to film, do którego mam spory sentyment, pewnie dlatego, że czytałem/am książkę (genialną, tak btw.). Jednak postaram się ocenić sam film z perspektywy osoby, która nie zaliczyła tej lektury.
Akcja rozgrywa się w państwie Panem (dawna Ameryka Północna), podzielonym na Kapitol i dwanaście otaczających go dystryktów. Wiele tam temu wybuchł bunt, w wyniku którego Dystrykt Trzynasty został zrównany z ziemią. Na pamiątkę tego wydarzenia raz w roku każdy dystrykt musi wylosować na publicznych Dożynkach jednego chłopca i dziewczynę w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, by stoczył walkę na śmierć i życie w dorocznych Głodowych Igrzyskach. Bohaterką filmu jest Katniss, szesnastolatka mieszkająca w jednym z najbiedniejszych dystryktów w państwie. Gdy na Dożynkach zostaje wylosowana jej młodsza siostra, Katniss zgłasza się na pierwszego w dziejach Dystryktu Dwunastego ochotnika i jedzie do Kapitolu, by walczyć z doskonale wyćwiczonymi i silniejszymi przeciwnikami z innych dystryktów. Zwycięzca może być tylko jeden.
Ogólnie film bardzo mi się podoba. Pomysł jest ciekawy i oryginalny, a fabuła naprawdę w porządku. W niektórych miejscach Film jest ciężko ogarnąć, jeśli nie czytało się książki - no bo jak to? Z jednej strony niesamowicie nowoczesne technologie oraz przepych, a z drugiej bieda oraz zdobywanie jedzenia za pomocą łuku w jednym państwie - i to wszystko w jednym państwie? Coś tu się nie trzyma kupy. To jest dość słaby aspekt filmu, nie jest dobrze wyjaśnione, dlaczego w np. Dystrykcie Jedenastym i Dwunastym ludzie umierają z głodu, a w Jedynce, Dwójce czy w Kapitolu mają wszystkiego pod dostatkiem i żyje im się jak u pana Boga z piecem. Szczerze, gdybym nie przeczytał/a wcześniej książki Collins, pewnie bym nie ogarnął/ęła.
Jeśli chodzi o efekty specjalne, typu technologie przyszłości itp., to było naprawdę nieźle. Nowoczesne studia, pojazdy, to, jak ludzie tworzą całą arenę Głodowych Igrzysk - to wszystko jest bardzo dobrze i realistycznie zrobione. Jak zwykle piętą Achillesa są zwierzęta, w tym wypadku 'zmiechy', ale wiemy, że to najczęściej wykracza poza zakres kompetencji reżyserów, więc tego się aż tak czepiać nie będę.
Kolejna sprawa - gra aktorska. Chyba największym atutem jest obecność Jennifer Lawrance, grającej główną bohaterkę. Lawrance zagrała bezbłędnie, idealnie wcielając się w postać Katniss. Jeśli chodzi  o innych aktorów, jak na przykład Josha Hutchersona, grającego Peetę czy Woody'ego Harrelsona, wcielającego się w Haymitcha, to było troszeeeeczkę słabiej, aczkolwiek też nie mam większych zastrzeżeń.
Podsumowując, "Igrzyska śmierci" to dobry film, ukazujący zarówno ludzką brutalność i despotyczność, jak i waleczność, troskliwość oraz wolę walki o przetrwanie. Choć niektóre sceny (głównie te "romantyczne") są nieco naciągane, to jednak cały film jest ciekawy i polecam go wszystkim, nie tylko osobom gustującym w klimatach science-fiction.

Moja ocena: 7/10

"Kowboje i obcy"

 "Kowboje i obcy" to film opowiadający o przybyciu obcej cywilizacji na Ziemię, w poszukiwaniu wody jako źródła energii. Ogólnie typowy scenariusz dla filmu science-fiction, jest jednak jeden haczyk. Akcja toczy się na Dzikim Zachodzie.
  Trzeba zacząć od tego, że głównego bohatera gra Daniel Craig, znany z najnowszych Bondów ("Quantum of Solace" i "Skyfall"). Wydaje mi się być lekkim przymułem, zamiast super odważnym przystojniakiem, jednak to już jest zbyt subiektywna ocena. Co jak co, ale trzeba przyznać, że tego jeszcze nie było. A chwalić trzeba właśnie takie pomysły i kreatywność! Fabuła w porządku, efekty fajnie zrobione, brak jedynie nieco humoru, jak na film akcji. Przyznam, że na początku byłem/am nieco zaskoczony/a, bo przecież nie co dzień natrafia się w telewizji na tytuł filmu wskazujący na połączenie westernu z science-fiction i wydawałoby się to nawet niemożliwe do zrealizowania. Jednak człowiek potrafi, a ten film jest tego najlepszym dowodem. W sumie to nie ma co nad tym zbytnio dywagować, to po prostu  trzeba zobaczyć!

Moja ocena: 7,5/10
PapaSmerf

"Wyjazd intergracyjny"

 "Wyjazd integracyjny" to niesamowita komedia. O czym dokładnie opowiada, nie wie nikt. Jednak można powiedzieć, że jest to opis wyjazdu integracyjnego pewnej korporacji. Generalnie picie zaczyna się już w drodze do hotelu Ossa, czyli jeszcze w autokarze. Na miejscu okazuje się, że Szanowny Pan Prezes firmy "Polish lody" mieszka we wspólnym apartamencie z facetem z prasy i panią, która umówiła się ze swoim chłopakiem na miejscu (ten oczywiście powiedział, że nie da rady przyjechać). Tak zaczyna się wielka dwudniowa impreza wszech czasów.
Myślę, że spodziewałem/am się film o bardziej skomplikowanej fabule, ale czego się można spodziewać po komedii i to polskiej. W tej produkcji brakuje mi również naprawdę dobrego podkładu muzycznego, a jest to dla mnie bardzo ważny aspekt dotyczący wszystkich filmów, bez wyjątku. Trzeba przyznać, że picia jest tam w cholerę, jak zwykle. Jest w sumie jeden duży plus, ponieważ nie jest to klasyczna komedia opierająca się na seksie. Oczywiście jest parę ciekawych akcji, ale są naprawdę zabawne i nie aż tak krępujące, jak zazwyczaj w tego typu polskich filmach. Należy więc pochwalić scenarzystę i reżysera. Pochwały należą się także Janowi Fryczowi, który odegrał w tym filmie rolę prezesa. Pokazał on wyraźnie charakter postaci, a nie było to łatwe, bo z jednej strony miał to być twardy i nieugięty szef korporacji, a z drugiej człowiek uwielbiający pić, dobrze się bawić i podejmować wszelkie wyzwania, bez względu na koszty wygranej lub przegranej.
 W skrócie szału nie ma, ale naprawdę można się pośmiać, chyba że nie przepadacie za takimi tego typu komediami, które ja nazywam amerykańskimi. Mam nadzieję, że zrozumiecie co mam na myśli.

Moja ocena: 6,5/10

PapaSmerf


piątek, 1 listopada 2013

"Skóra, w której żyję"

 "Skóra, w której żyję" to film opowiadający o losach paru ludzi, które są ze sobą powiązane. Jednak głównym bohaterem jest pewien chirurg (którego gra Antonio Banderas). Jego historia jest tragiczna i mężczyzna zaczyna chorować psychicznie. Postać poznajemy w momencie, gdy chwilowo przerywa swoją karierę jako chirurg i rozpoczyna badania nad "super skórą" dla człowieka. Jest ona odporna na proste choroby, ugryzienia wszelkich owadów oraz nieczuła na ból.
 Przyznaję, że film na początku jest zupełnie nieskładny i bezsensowny, dopiero po chwili historia układa się w spójną całość. Oczywiście cała fabuła jest oryginalna i przedstawia sytuację, która ma szanse zaistnienia jak 1:1 000 000. No cóż, jak wszystkie filmy Pedro Almodóvara, ten tak samo porusza unikalny i zwariowany temat, którego nie odważyłby się poruszyć żaden inny reżyser. Oczywiste jest również to, że postaciami są sami chorzy ludzie pełni obsesji i, jeśli można to tak nazwać, o 'specyficznym' charakterze. Jednak to dodaje filmowi uroku i choć niespecjalnie lubię tego typu filmy, to jednak ten jest właśnie jednym z tych, które zapamiętam na bardzo długo. "Skóra, w której żyję" jest klasycznym przykładem filmu, przedstawiającego brutalność człowieka, jego pragnienie zemsty oraz władzy. Osobom, które nie lubią tego typu tematów - nie polecam, ponieważ ta ekranizacja dotyczy głównie ich, a wręcz się z nich składa.

 
Moja ocena: 7/10
PapaSmerf

czwartek, 31 października 2013

"Atlas Chmur"

Żebyście nie marudzili, że jestem zbyt wredny/a, kolejny film, który przyszło mi ocenić jest dla odmiany całkiem niezły.
"Atlas Chmur" jest oparty na książce Davida Mitchella. Opowiada o postaciach z różnych epok i zakątków świata, których decyzje i czyny mają duży wpływ na teraźniejszość, przyszłość i przeszłość naszej planety.
Film jest ciekawy, bo akcja rozgrywa się w sześciu różnych okresach w czasie. Wszystkie momenty wpływają na siebie, choć nie w oczywisty sposób, co zmusza do pomyślenia (co najczęściej nie jest potrzebne przy dzisiejszych filmach). Nie znalazłem/am żadnej większej wpadki, a na siłę nie będę wymyślać, bo znów posypią się skargi, że coś naciągam :P. Muzyka ogólnie ujdzie, jednak fragmenty "genialnej kompozycji" pozostawiają wiele do życzenia.
Pomysł jest oryginalny. Scenarzyści starali się ukazać głębszy sens, podkreślić, że ludzie się nie zmieniają i niezależnie od czasów, w których żyją, podejmują podobne decyzje i popełniają te same błędy. Stylizacja również jest na bardzo wysokim poziomie, m.in. jeden aktor zagrał Afroamerykanina i Azjatę, a nie było wątów co do wyglądu (w obu przypadkach :D). Można by się jeszcze rozwodzić nad wizjami postapokaliptycznymi, ale niezbyt mnie to interesuje.
Krótko mówiąc, wszystko, na co zwraca się w filmach tego typu uwagę jest na dobrym, a miejscami nawet bardzo dobrym poziomie.

Moja ocena: 8/10
Smerfetka Hejterka
PS: Poprawianie tego tekstu z chłamu, który wyprodukował/a Smerfetka na coś, co da się przeczytać zajęło mi prawdopodobnie jakieś dziesięć razy więcej czasu niż Hejterce napisanie tego, więc
doceńcie! ;) ~ PozytywnyMaruda

http://www.youtube.com/watch?v=CDLVFwvPZ4A

środa, 30 października 2013

Kobieta czy przedmiot? w skrócie "Kobiety w programach"

 "Kobiety w programach" to film, można powiedzieć, dokumentalny. Opowiada o tym, jak kobiety są postrzegane w mediach, ale też w normalnym życiu. Wypowiadają się w nim kobiety o różnych profesjach, m.in. aktorki i reżyserki filmów, takich jak "Zmierzch". Są tam podane suche dane o tym, ile kobiet jest reżyserami, ile pracuje w radiach, ile zostało zgwałconych itp. itd.
 Na pierwszy rzut oka wydaje się to być kolejny nudny film dokumentalny., Mnie też się taki wydawał. Owszem, jest parę fragmentów, w czasie których chciałoby się przełączyć kanał na jakiś film akcji, jednak dla każdego, kto rozumie w jakiej sytuacji teraz stawia się kobiety, jest to całkiem ciekawe.
 Natomiast dla tych, którzy uważają, że wszystko jest w porządku i jest tak, jak powinno być (nie chodzi tylko o facetów) film jest wręcz wskazany. Uświadamia w jakim kierunku zmierza społeczeństwo, a mianowicie cofa się do czasów, w których kobieta była uważana za przedmiot lub własność. Kobiety, które w nim występują, opowiadają o tym, jak zostały potraktowane przez mężczyzn i dlaczego. Aktorki musiały powiększyć sobie biust i zrobić parę operacji plastycznych, reżyserkom odebrano prawo do nakręcenia następnych części serii filmowej, a kobiety pragnące zabłysnąć w polityce nazywano dziwkami i sukami. Dlaczego? Bo są kobietami, a w mniemaniu ludzi płcią ułomną, słabszą, nie dość doskonałą, by liczyć się w świecie tak, jak mężczyźni. W tym filmie występują również mężczyźni rozumiejący ten problem. Psychologowie, ojcowie oraz mężczyźni widzący jak traktuje się ich koleżanki, siostry czy matki.
 Uważam, że "Kobiety w programach" porusza i daje do myślenia. Ten film jest obowiązkowy do oglądnięcia dla wszystkich, bez wyjątku.

Moja ocena: 8/10
PapaSmerf

sobota, 26 października 2013

"1000 lat po Ziemi"

Chociaż PapaSmerf zamierzał zająć się tym filmem, to jednak uparłem/am się, żeby to zrobić. I, muszę przyznać, nie żałuję.
Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości, jak można się spodziewać. Ponad tysiąc lat temu Ziemia stała się nieprzyjazna, a ludzie musieli się z niej ewakuować. Głównym bohaterem jest Kitai Raige (Jaden Smith), chłopiec, którego ojciec jest Strażnikiem - wojownikiem, walczącym z Ursami - bestiami, które są praktycznie zaprogramowane do zabijania. Cypher Raige (Will Smith) zabiera syna na bezpieczną misję, jednak dochodzi do katastrofy i statek rozbija się na Ziemi. Kapitan Raige zostaje ciężko ranny, a Kitai musi dostać się do oddalonej o 100km części statku, żeby wysłać sygnał lokalizujący. Jednak planeta jest teraz zagrożeniem piątej kategorii - każde zwierzę wyewoluowało tak, żeby zabić człowieka, a niemal cała ziemia (oprócz paru punktów) w nocy zamarza. Rozpoczyna się wyścig z czasem.
Ogólnie film bardzo mi się podobał, a gra aktorska była wyśmienita - stary Smith jak zwykle mnie nie zawiódł, choć u młodego były lekkie niedociągnięcia - może dlatego, że dopiero zaczyna. Pomysł też jest ciekawy, więc tutaj duże brawka dla scenarzystów. 
Jeśli chodzi o efekty specjalne, to nie było źle. Wygląd statków i wszelkich technologii przyszłości jest niezły o dość dobrze zaplanowany, a sceny z pokazaniem krajobrazów i roślinności zapierają dech w piersiach. Natomiast zwierzęta wydają się zbyt nierzeczywiste, więc to mi się nie bardzo podobało. Od razu widać, że to efekty, nie ma czegoś takiego, że wydają ci się prawdziwe.
Trochę zdziwiło mnie przedstawienie relacji ojciec-syn, bo nawet mimo niezbyt przyjemnych zdarzeń z przeszłości, ojciec raczej nie zachowywałby się AŻ tak ostro w stosunku do dziecka. Ale taki zamysł reżysera i scenarzystów, ja się nie znam.
I po raz pierwszy chyba nie zgadzam się z Filmwebem, bo zwykle moja ocena pokrywa się mnie więcej z ich, ale nie tym razem. Film był bardzo ciekawy, często łapałem/am się na tym, że oglądam go z otwartymi ustami (chociaż ja mam krzywe żeby, więc zwykle tak siedzę xD). Bardzo polecam.

Moja ocena: 7,5/10
PozytywnyMaruda
 
 

"Happy wkręt"

 "Happy wkręt", czyli coś, czego nie ogarniesz. Opowiada o świecie happy endów w bajkach, ale nie do końca. Czerwony Kapturek i babcia zostają ocalone, książę budzi śpiącą królewnę pocałunkiem, a Kopciuszek staje się królewną... To wszystko ściema w tej bajce, bo świat dobrych zakończeń został zachwiany przez złą czarownicę, Fridę - macochę kopciuszka.
 Powiem tak: to jest bajka dla małych dzieci. Jeśli szukacie dobrej animówki, to na pewno nie wybierajcie tej. Są tam tak mocne suchary, że aż tosty. Bohaterowie w ogóle nie posiadają takich cech, jak powinni, a cała fabuła jest nie tyle zła, co dziwaczna. Ogólnie pomysł dobry, ale źle rozwinięta opowieść i idiotyczne zakończenia. Cała animacja także jest dla mnie jakaś nienormalna. Gdy porównujemy tę bajkę ze "Shrekiem" albo "Jak wytresować smoka", wygląda jak dno. "Happy wkręt" ustawił(a)bym w klasie średniej, jeśli chodzi o filmy animowane.
 Podsumowując, nie polecam, chyba że 10-latkom. Jest tam parę fajnych momentów, ale nie opłaca się oglądać całego filmu tylko dla nich. 

 Moja ocena: 4/10
PapaSmerf
 
 
 
 

sobota, 19 października 2013

"Roman Barbarzyńca"

  Trafił mi się film (jeśli tak go można nazwać) "Roman Barbarzyńca" i, szczerze mówiąc zatkało mnie. Film, jak można się domyślić, opowiada o Romanie - facecie, który "wyciska już 5 dag na klatę", należącym do najwaleczniejszego i najsilniejszego plemienia w całym Wszechściemiu.
  Najlepszy z całego filmu jest początek, mówiący o tym, skąd się wzięło plemię i cały świat z tekstami typu: "na początku była ciemność" i innymi, które nieudolnie próbowały wprowadzić jakiś klimat. Okazuje się, że przodkowie Romana wypili krew martwego herosa który "został ostro raniony z klatę" podczas finałowego starcia. O fabule nie mogę nic powiedzieć, bo nie wiem jak można mówić o czymś, czego nie ma. Film jest tak przesiąknięty sucharzastym  humorem, że nie wiesz czy spać czy płakać. I oczywiście zboczenie. Jak na film animowany osiągnęli chyba nowe standardy. Klasyczny przypadek happy-endu "nawet najgorszy może okazać się najlepszy". Na koniec moje ulubione-wpadki. Tutaj np. Roman był przez cały film szukany, bo czarnemu charakterowi była potrzebna krew wszystkich barbarzyńców, a jednak jego niepełnosprawnego wujka zostawiono jako wyżerkę dla wilków nie zabierając ani kropelki.
  Żeby podsumować po pierwszych 15 minutach możesz zgadnąć cały film. Jeśli MUSIAŁBYM/MUSIAŁABYM go polecić to prędzej jako pornola niż komedię.

Ocena 1/10
SmerfetkaHejterka :P
 
 
 

"Elizjum"

 "Elizjum" to film opowiadający o stacji w kosmosie, na której żyje jedynie garstka najbogatszych ludzi. Mają tam największe luksusy, a poza tym w tym miejscu nie występują żadne choroby ani wojny. Ziemia natomiast wygląda jak wysypisko śmieci, jest przeludniona i panuje na niej głód. Pewien pragnący to zmienić mieszkaniec Ziemi, Max, próbuje dostać się na stację.
 Powiem krótko, że efekty nie są porażające, a większości zachowań bohaterów nie da się logicznie wytłumaczyć (chyba, że ich głupotą). Sam pomysł w jaki sposób główny bohater próbuje dostać się na Elizjum jest ciekawy, jednak to wszystko jest zbyt mało realistyczne i widz w każdej sekundzie filmu nadal ma świadomość, że to tylko projekcja. Więc szału nie ma.
 Jedna z niewielu fajnych rzeczy w tym filmie to akcja. Rozgrywa się ciekawie, jest dynamiczna, a widz wyczuwa napięcie. Następnym atutem jest udział znanej aktorki Jodi Foster. Jej postać jest dobrze zagrana i nie mam do niej zarzutów. Za to Matt Damon w pewnych momentach wygląda tak, jakby był przymułem, albo co najmniej dużym nieogarem, chociaż można go usprawiedliwić tym, że grał charakter swojego bohatera, Maxa.
Ogólnie uważam, że to stracone 109 min. Istnieją lepsze filmy sci-fi, nie mówiąc już o filmach akcji.

Moja ocena: 4/10
                                                                                                                                                  PapaSmerf
 
 
 

"Rock of Ages"

 Lubicie słuchać dobrego rocka? Jeśli tak to musicie koniecznie oglądnąć "Rock of Ages". To musical z (wyłącznie) rockowymi przebojami. Film opowiada o dziewczynie, Sherrie, która przyjeżdża do Los Angeles w poszukiwaniu sławy. Spotyka pewnego chłopaka, pracującego w sławnym clubie Bourbon Room i zakochują się w sobie.
 Na początku film wydaje się być kolejnym "High School Musical" z denną i zbyt banalną fabułą, a Julianne Hough, która gra i podkłada głos głównej bohaterce wydaje się zupełnie nie pasować do mocnego brzmienia rocka. Zdarzają się również takie drobne wpadki, jak przechodzenie sobie tatuaża  Toma Criuse'a z jednej piersi na drugą.
 Jednak pozory mylą. W filmie słyszymy przeróbki największych przebojów typu I love rock and roll albo Pour more sugar on me. A to nie wszystko. Jeśli znacie Toma Cruise'a i mniej więcej orientujecie się jakie role gra w filmach, to nie uwierzycie jaką postać gra tutaj.
 Podsumowując to film o beznadziejnej fabule i jest mega przewidywalny, ale jest humor, seks, dobra muzyka  i nie najgorsza gra aktorów, więc jeśli macie czas, to oglądnijcie chociaż kawałek "Rock of Ages".

Moja ocena: 7/10 

piątek, 18 października 2013

"Los Pitufos 2", czyli "Smerfy 2"

Do tej pory w ankiecie AŻ cztery osoby zagłosowały na filmy animowane, więc postanowiliśmy zrecenzować "Los Pitufos 2". Co prawda nie jest to w pełni film animowany, ale ujdzie.
Akcja rozgrywa się we Francji. Gargamel porywa Smerfetkę i próbuje zawładnąć nad światem (buahahaha).
Najlepsze w filmie są zdecydowanie suchary typu: "Tylko jakbym znosił jajko, to nie róbcie zdjęć" (facet zamieniony w kaczkę) lub "Jakie to wzruszające. Pewnie zbierałoby mi się na mdłości, gdyby to nie był najlepszy dzień w moim życiu" (Gargamel).
Trochę żartów jest i to właśnie główny atut filmu, ale z resztą już nie jest tak wspaniale. Muzyka na przykład leży i kwiczy... 
Schemat jest potwornie stereotypowy, czego można się było spodziewać, ale nie wiemy, czemu wybrano schemat komedii romantycznej - facet jest zgorzkniały i nie daje szansy swojemu ojczymowi (w kom. rom. byłaby to ukochana) z powodu urazów z przeszłości, ale przechodzi wielką przemianę.
Psychologowie zainteresowaliby się ciągłymi rozmowami ze zwierzętami - Gargamel gada z kotem mądrzejszym od siebie, Patrick natomiast konwersuje z kaczką... 
A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany: Niebieski jest za***isty, szary jest przerąbany.

Nasza ocena: 5,5/10

PapaSmerf
PozytywnyMaruda
 
 
 
 

"bejbi blues"

Film "bejbi blues" jest (patologicznym) dramatem, opowiadającym historię pary siedemnastolatków, Natalii i Kuby, która zostaje rodzicami. Piją, ćpają, palą i imprezują, gdy w ich świat wkracza dziecko.
Po pierwsze: patologia. Patologia, patologia i jeszcze raz patologia.
Po drugie, główna bohaterka jest kompletnie po***ana. Ma do wszystkich pretensje o to, że jej nie pomagają przy małym, a gdy chcą to zrobić, zabiera go dla siebie i ich odpycha. Jakby chciała go mieć tylko dla siebie - zamiast poprosić o pomoc rodzinę albo chłopaka (ojca), zostawia syna sąsiadce (i nazywa ją suką, gdy nie chce po raz setny się nim zaopiekować). Zamiast na jedzenie, wydaje pieniądze na dragi i jeszcze ćpa przy dzieciaku. W skrócie: zadufana w sobie egoistyczna gówniara, która ma w d... innych.
Żeby było weselej, musi zajmować się swoim facetem jak drugim dzieckiem, a jej matka jest równie (lub bardziej) zrypana jak ona. Najnormalniejsi wydają się rodzice chłopaka, ale oni też są porąbani.
Sam film jet zrobiony średnio i nie na darmo ma na filmwebie ocenę 4.7/10. Przedstawione reakcje ludzi są tak nierealistyczne, że szkoda pisać.
Podsumowując, spodziewaliśmy się dobrego dramatu. Dostaliśmy dramat. Raczej nie polecamy, bo choć film (troszkę) porusza, to jednak w większości jest tak słaby, że aż śmieszny.

Nasza ocena: 3/10

PapaSmerf;
PozytywnyMaruda
 
 
 

Czym są Zrytofilmy?

Siemka wszystkim :-)
Przed Wami nasz pierwszy post.
Bloga prowadzimy we trójkę, będziemy się bawić w krytyków filmowych. Każdy z nas  ma inny gust (R. jest mega nudny - obyczajowe, a A. i J. oglądają wszystko i są zajebistymi laskami), więc może być ciekawie. Zobaczycie sami - 10% pochlebstw, a 200% krytyki.
Na stronie będziecie mogli znaleźć również zakładkę "Przemyślenia dnia", w której znajdziecie myśli nurtujące Was od zawsze... tak, to będzie mega idiotyczne.
To tyle. Postaramy się w miarę często coś dodawać. Generalnie, witamy na ZRYTOFILMACH :D