„W Pierścieniu Ognia” jest drugą częścią sławnych na całym
świecie „Igrzysk Śmierci”. Po zwycięstwie, Katniss i Peeta odbywają obowiązkowe
Tournee Zwycięzców, odwiedzając wszystkie dystrykty. Żeby ochronić bliskich,
próbują przekonać ludzi, że Kapitol dobrze im życzy, a akcja z jagodami na 74. Igrzyskach
nie była przejawem buntu. Jednak sprawy zaszły już za daleko i te próby nie
mogą się powieść. Kapitol musi zdusić rewolucję w zalążku, odebrać buntownikom
nadzieję, a więc pozbyć się „Przeklętych Kochanków” z Dwunastki. Ale tu nic nie
może być proste, trzeba to zrobić tak, by ludzie ich wcześniej znienawidzili,
by przestali widzieć w nich idealnych przywódców…
Niesamowity. Tak mogę określić ten film. Wszystko było w nim świetnie wymodelowane,
każda scena starannie zaplanowana, tak, żeby przekazać wszystkie szczegóły, a
sporo ich było, i jednocześnie nie zanudzić widza. Coś, co mnie zaskoczyło, to
bardzo dobrze zrobione efekty science-fiction, bo w wielu filmach właśnie one
okazują się być słabą stroną zwykle niezłych filmów.
Ale od początku. Podobało mi się, jak film grał na emocjach.
Czytałem/am książkę, a mimo to cztery razy miałem/am łzy w oczach. Czułem/am
wściekłość, gdy było trzeba, napięcie, gdy miałem/am je czuć. Zażenowanie,
rozbawienie, niepewność. Może i łatwo mną manipulować, ale mimo wszystko pod
tym względem – genialnie.
Kolejna sprawa – fabuła. W pierwszej części było w porządku,
choć miejscami robiło się troszkę nudno – miejscami. A tutaj? No cudowne! Cały
czas coś się działo, widz nie miał czasu na chwilę oddechu między kolejnymi
trzymającymi w napięciu scenami. Często pojawiały się zaskakujące rozwiązania. Momentami
zabawny. Ogólnie cała fabuła była lepiej rozplanowana i ciekawsza niż w pierwszej
części. Bardzo miłe zaskoczenie, bo zazwyczaj to sequel jest gorszy.
I coś, co mnie najbardziej zamurowało, a jednocześnie
zachwyciło – efekty specjalne. Wierzcie lub nie, ale prócz zwyczajowych
technologii przyszłości dobrze zrobiono coś, co nigdy nie jest dobre – zwierzęta.
Tak, nawet zwierzęta były przedstawione realistycznie. Bardzo duży sukces,
miejmy nadzieję, że moment przełomowy w tworzeniu stworzeń żywych w filmach
typu science-fiction.
A gra aktorska? Wyśmienita. Jennifer Lawrance była jak
zwykle niezwykle przekonująca jako Katniss, zresztą Josh
Hutcherson (Peeta), Woody Harrelson
(Haymitch), Donald Sutherland (prezydent Snow) i cała reszta obsady również bardzo
dobrze się spisała. Dobór aktorów również przypadł mi do gustu, ich wygląd dość
pokrywał się z moimi książkowymi wyobrażeniami. Trochę martwiłam się o postać
Johanny Mason, ale Jena Malone spisała się na medal.
Podsumowując, film był genialny. Wszystko zostało dobrane i
przedstawione niemalże idealnie, ciężko znaleźć słabe punkty. Polecam absolutnie
każdemu! Ten film po prostu trzeba obejrzeć.
Moja ocena: 9,5/10
PozytywnyMaruda
tik-tak
OdpowiedzUsuńtik-tak
Świetna recenzja genialnego filmu! Pozdrawiam Was filmowe Smerfy xDDD
OdpowiedzUsuń